środa, 5 sierpnia 2015

Kobieta w globalnej wiosce


Słyszałeś o licznych przygotowaniach przed podróżą w nieznane rejony? Jakie powinieneś znać zwyczaje danej kultury; jak brzmią podstawowe zwroty, który umożliwią komunikacje; a na koniec najważniejsze - na co warto zwrócić uwagę, by uniknąć problemów? Nie masz się jednak czym martwić, jeśli nie zdążyłeś zaznajomić się z obyczajami danej kultury! Obszar ograniczeń międzykulturowych zaczyna się coraz bardziej zwężać. Dzięki globalizacji doczekaliśmy się czasów, gdzie wszystko prawie jest takie samo. Jedyną zmienną jest cena. Wyjeżdżając z rodzimej miejscowości - do wyboru masz ten sam zestaw restauracji; taką samą ilość kawiarni; podobną tematykę imprez; oraz taki sam wybór gadżetów, które są stworzone by zabić (umilić) Twój czas.




Zatem nikogo nie dziwi już fakt, że z wakacji wracamy z zakupami, które odbiegają od definicji pamiątki. Dlaczego nie wybrać się do miejscowego H&M, skoro cena zakupu może być mniejsza, a dlaczego na lunch nie wybrać się do KFC, skoro posiłki są znajome i podawane błyskawicznie! Zakup w Krakowie pamiątki made in china nikogo nie zaskakuje. Może poza tym, że w Gdańsku znajdziesz tę samą rzecz. Pomyślałeś, że powyższe zachowanie przeznaczone jest jedynie dla Polaków? Pojęcie cebulaka traci na znaczeniu, gdy przyglądając się przedstawicielom innych narodowości, widzisz te same cechy jak u nas - z Kraju Kwitnącej Cebuli. Wyobraź sobie tylko...



Fantastyczna pogoda sprzyjająca pozytywnym myślą. Krajobraz może nieidealny, ale z perspektywy urlopowicza, wygrywa z biurowcami w Katowicach. Odwiedzasz pobliską knajpkę, aby napić się lemoniady. Twój towarzysz wybiera deser czekoladowy. Fajnie jest, siedzicie. Rozmawiacie, żartujecie, wspominacie, przeglądacie wykonane zdjęcia. Wtem... zauważasz rozweselone dziewczyny degustujące deser. Z czego mogą się tak śmiać? Nie wiadomo, ponieważ każda zapatrzona jest we własny telefon. Może jakiś ciekawy obrazek na KWEJKU? Może post na Facebooku? Właśnie trwa transfer informacji zdobytych za pośrednictwem smartfona. Widok zaczyna być coraz bardziej interesujący, gdyż rozweselone dziewczyny wołają kelnerkę, aby wymieniła ich deser z niewiadomych przyczyn. Mógł nie smakować, mógł być nie świeży bądź źle przyrządzony. Jest to na tyle zrozumiałe, jak fakt, iż większość posiłku została już przez nie zjedzona. Polak-cebulak? Niekoniecznie. Sytuacja miała miejsce w Ostravie, a dziewczyny posługiwały się językiem czeskim.



Wakacyjne podróże umilają wakacje, a globalizacja cieszy, ponieważ można znaleźć się prawie w każdym zakątku świata i bezkolizyjnie napawać się wyjątkowością danego obszaru. Schody zaczynają się pojawiać, gdy owe ujednolicenie powoduje, iż ciekawość świata nie może być zaspokojona, skoro wszystko jest identyczne! Każdy jest przesiąknięty tą samą reklamą; słucha tej samej muzyki i ma podobne poglądy na rzeczywistość.



W ostatni weekend wybrałam się do Ostravy, gdzie miałam zachłysnąć się imprezową ulicą Stodolnia. Nie jestem typem zapalonej imprezowiczki, więc uprzednio chciałam zwiedzić większość miasta. Niestety, nie zachwyciło mnie nic poza wystawą... amerykańskich samochodów. Miasto w weekend umarło! Poza nielicznymi jednostkami, na ulicy nie było żywej duszy, a większość lokali zostało zamknięte. Przerażające, jak można zaniedbać swoje otoczenie... Miasto miało potencjał, by stać się tym turystycznym i zarabiać na siebie w niemy sposób. Jednak w Ostravie jest dużo wszystkiego, ale tak naprawdę nie ma nic. Jako niedoszła poetka porównałam ją do dupy. Dupy ładnej, ale dalej dupy... Na jednej ulicy znajduje się Muzeum Ostravskie, zaraz obok opustoszałe budynki, które kiedyś służyły za fabryki. Z jednej strony rozbite ławki, z drugiej strony piwnica w której niby ma straszyć (atrakcja dla dzieci). Z jednej strony zaniedbane ulicy, z drugiej strony Park Miniatur (najważniejsze budynki z całego świata).


Po spędzeniu czasu na zwiedzaniu owych wątpliwych atrakcji – liczyłam chociaż, iż imprezowy wieczór zrekompensuje mi przechodzone kilometry. Niestety. Mimo, iż internauci zachwycają się największą ulicą imprezową w Ostravie – w Stodolnii nie ma nic nadzwyczajnego. To kopia ulicy Mariackiej w Katowicach. Tyle, że posiada lokale ze striptizem. W internecie można przeczytać, iż na Stodolni każdy znajdzie miejsce dla siebie; że w każdym z lokali jest inna muzyka; każdy posiada swój klimat. Miejsce dla siebie znalazłam, bo kluby świeciły pustkami. Muzyka jest inna, ponieważ podobno techno ma wiele odmian...

Nie jestem lokalnym hejterem, więc mogę pochwalić charakter miejscowych chlapecków a dívkek (chłopaków i dziewczyn). To mili ludzie, który mogą porozumieć się w każdym języku. Zawsze pytając na początku: czy państwo są z Polski? (mam nadzieję, że nie wyczuli u mnie cebuli). Zabawny jest również język, który tylko z pozoru jest podobny do polskiego. Słówka różnią się w kluczowych momentach, niejednokrotnie zmieniając sens wypowiedzi. Chcesz zamówić jagody, dostaniesz truskawki. A jeśli Czech nazwie Cię frajerem, to możesz jedynie się uśmiechnąć, bo... uważa Cię za super kolegę!



Choć może ta podróż nie jest zaliczona do udanych, cieszę się, że mogłam choć na chwilę odetchnąć innym powietrzem... którym oddychają ludzie tacy jak ja i Ty.

Martyna.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz