czwartek, 12 marca 2015

Wyszłam za mąż, zaraz wracam

Dziewczynki zapatrzone w Disney'owskie bohaterki marzą, aby choć na chwilę stać się księżniczką. Aby książe walczył z krasnoludkami i szukał pantofelka, poruszając się na magicznym dywanie. Dorastając, stąpają pantofelkami po krzywym zwierciadle rzeczywistości. Bajki pozostały na kasetach VHS. Nie brakuje za to zatrutych jabłek i siedmiu krasnoludków, których każda z nich zamieniłaby na jednego porządnego mężczyzne, niekoniecznie księcia.











Po emocjonalnej wojnie, po kilogramach lodów, po litrach drinków, po godzinach spędzonych na rozmowach z przyjaciółką, po czasochłonnym wybaczaniu, jak i po stertach chusteczek... aż do sklejonych serc - w końcu znajduje się ten jedyny. Pozostaje tylko przeprosić wszystkie poprzednie miłości, że nie okazały się tą pierwszą (Wisława Szymborska - Pod jedną gwiazdą). W końcu jest ten wymarzony. Kocha, wspiera, rozumie, szanuje, toleruje, akceptuje. Przynosi poranne zakupy, wręcza bukiety marchewek i nawet lubi przyszłą potencjalną teściową.


Zamieszkują w końcu razem. Książe, księżniczka i dwa pokoje wielkiej bezwarunkowej miłości. Wspólne mieszkanie zamienia się w niełatwą batalie jej porannych fochów i jego wieczornych pretensji. Zapomniała znowu zapłacić rachunki. A on kolejny raz nie naprawił kranu. Można się rozstać, można znowu wrócić do kilogramów lodów. W końcu coraz wiecej promocji na słodycze. Ale to nie ma sensu. Pragną poznać swe niedoskonałości, marzenia i pragnienia... Mijają lata, postanawiają o powiększeniu swojej miłości o kolejny pokój dla owoca ich uczucia. Nie jest idealnie, ale ona właśnie spełnia swoją bajkę. Może nie jak te wszystie księżniczki - bez złocistego warkocza, niebieskich oczu i korony na głowie. Gdzieniegdzie pojawiają się zmarszczki, a pantofelki zamienione zostały na trampki do biegania za malym szkrabem, no i ten tatuaż... Niezapomniane chwile nad morzem, gdy założyli się, kto wytatuuje sobie głupszy symbol.


Aż nagle wśród tej niespokojnej harmoni - wśród pieluch, nieprzespanych nocy, szalonych dni, weekendów tylko we dwoje, tylko we troje, tylko razem - ktoś coraz częściej zaczyna pytać: Kiedy ślub? Kiedy się jej oświadczysz? Nie kochasz jej? Nigdy o tym nie rozmawiali i w sumie zawsze był to temat bolesny. Ich rodzice mają za sobą rozwody. Gdzie ta miłość? Gdzie pierścionek? Gdzie ślub? Dwa dania, kluski śląskie, modra kapusta, disco-polo w tle? Pod presją otoczenia zaczynają zastanawiać się nad swoim światem. Czy robią coś złego? Na przeciw wątpliwościom wychodzi kościół ze swoją nową teorią namówienia pary na zawieranie małżeństw (Akcja Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin chce zwrócić uwagę na rosnącą od lat liczbę związków partnerskich - bilboardy pojawiły się w większych miastach Polski głosząc hasło "Konkubinat to grzech - nie cudzołóż!). Konkubinat zaczął być utożsamiany z cudzołóstwem. Podczas gdy VI przekazanie Dekalogu wyrażnie zawiera w sobie zdania -  brak wierności to grzech. Podczas gdy grzechem jest nielojalność, zdrada, krzywdzenie, przemoc. Miłość dla niektórych zaczęła być utożsamiana z wyżej wymienionymi nieakceptowanymi zdarzeniami. To już nie można być po prostu szczęśliwym? Kiedyś życie bez sakramentu małżeństwa nazywane było związkiem "na kocią łapę". Kobieta, która w wieku 20 lat nie miała partnera uważana była za "starą pannę". Już nie wspominając o samotnych matkach. Te nazywane były w dosć niecenzuralny sposób.


Dlaczego społeczeństwo zamiast iść do przodu, cofa się o kolejne dwa kroki? Księża promując akcje "konkubinat to grzech" zmuszają do zawierania malżeństw szczęśliwe związki, które z jakichś powodów takich potrzeb nie mają. Jeśli słowa przysięgi składanej przed Bogiem są najważniejsze i powinny być szczere - nie powinny być również wymuszane. Małżeństwo w żaden sposób nie chroni przed wzajemnym krzywdzeniem, przed zdradą, przemocą i wszelkimi przykrościami skierowanymi ku blskiej osobie. Nie chroni również przed rozstaniem, a nawet nakłada kolejne problemy dla rodziny. Jeśli partnerzy postanawiają o rozstaniu za obopólna zgodą, mogą dojść sami do kompromisu. Nie muszą przy tym uczestniczyć niepowołane osoby trzecie, nie musi być żadnego podziału majątku, ubrań, mieszkań, samochodów i dzieci... Bo to dzieci cierpią na tym najbardziej.Jeśli zostaniemy zmuszeni do tak doniosłej możliwości jaką jest małzeństwo, przysięga stanie się kłamstwem, a sam sakrament świętokractwem.


Uważam, że takie akcje powinny być reklamowane, ale nie zawierać w sobie negatywnego odźwięku dla odmiennego sposobu życia. Powinny uwypuklać zalety małżeństwa, skłaniać do refleksji i ulepszenia własnego ja. Udowadniać, że małżeństwo to nie tylko nowy pierścionek na palcu. Wiele osób myśli, że małżeństwo poprawi ich wzajemną relacje. Że dziecko poprawi stosunek mężczyzny do kobiety. Że kobieta stanie sie idealną panią domu tuż po małżeństwie. Aby zawrzeć związek małżeński pary powinni znać się w miare dużym stopniu. Zamieszkać razem, poznać swoje ciała i swoje duszę. Aby jeden z partnerów z biegiem czasu nie okazał się zupelnie inną osobą. Bo to, że słuchamy jednego gatunku muzyki, która może zostać wybrana jako ta ślubna i to, że lubimy wspólne potrawy, które będą doskonale pasować na ślubne menu - nie znaczy że kogoś znamy. Poznawać powinniśmy się przez całe życie. Żyć razem. Koniecznie długo i niekoniecznie zawsze szczęśliwie. Nawet jesli miałoby być to życiem grzesznym i niezgodnym z przyjętymi normami.

Martyna.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz