poniedziałek, 9 lutego 2015

Muzyczne rozgałęzienie

Artystów muzycznych możemy dziś podzielić na dwie grupy ewidentnie się od siebie różniące. Pierwsza z nich odnosi sukces dzięki swojemu wrodzonemu lub wyćwiczonemu talentowi i stara się nim mądrze zarządzać. Druga odnosi sukces dzięki współczesnej technologii i ludzkiej naiwności. I w przypadku tej drugiej, występuje małe rozgałęzienie. Pierwsza chuda gałąź trafia w modę panującą w danym momencie, druga gałąź wykorzystuje swoje "walory".



Kiedyś nie do pomyślenia było, aby szanujący się artysta odniósł sukces dzięki swoim westchnieniom w utworze, a jedyne zastosowane w nim zdanie było powtarzane od pierwszej do ostatniej sekundy. Wtedy również większość słuchaczy miało wobec swoich ulubieńców scenicznych pewnego rodzaju oczekiwania. Doceniano przekaz, na koncertach śpiewano i wsłuchiwano się w treść słowa lub dźwięku, a w dłoniach trzymano jedynie zapalniczkę, chusteczkę lub dłoń drugiej osoby. Dziś większym powodzeniem na koncertach cieszą się telefony i tablety (generalnie to czekam, aż ktoś wniesie swoją plazmę), a wydawane krążki wśród większości nowoczesnych artystów zawierają więcej bezsensownych zdań niż jakakolwiek blondynka wypowiedziała w całym swoim życiu.



Pierwsza grupa artystów w większości sama pracuje nad tekstami swoich utworów, ponieważ stara się coś przekazać swoim fanom. Druga zaś całą swoją (najczęściej krótkotrwałą) karierę spędza na robieniu zdjęć tego co zjadła, kupiła i z kim się przespała, gdy tymczasem ktoś z jej sztabu pisze "ambitne" i "mądre" teksty, które dobitnie trafiają do naszego mózgu, robiąc z niego galaretę. Najśmieszniejsze jest jednak to, że ci pierwsi grają na scenach do dziś, mają poważanie i niezmiennych fanów. Kolejne krążki są ogromnie wyczekiwane, a każda złotówka jest ich warta. Natomiast dzięki tym drugim możemy się nauczyć czego nie ubierać, bo to pogrubia, jakie występują rodzaje westchnięć, a co najważniejsze wiemy więcej z ich życia niż z naszego.

Idąc z duchem postępu, z czasem zapomnimy o tym, aby skupić się na prawdziwej sztuce. Prawdopodobnie za jakieś pięć lat sztuką dla nas będzie tyłek Kim Kardashian (o ile już tak nie jest) lub przerobiony programowo głos kolejnej wschodzącej gwiazdy pop. Bo przecież tak wielu znamy krytyków i znawców "prawdziwej" muzyki, którzy naśmiewają się z tych słuchających ambitne disco - polo, podczas gdy sami na swoich półkach posiadają płyty Katy Perry czy Justina Biebera.
Dziś liczą się jedynie pieniądze i wygląd, które paradoksalnie prowadzą do tego, że wszystko traci swoją wartość. Jeśli jednak przykładowo docenimy bardziej pracę Edyty Bartosiewicz niż Eweliny Lisowskiej, to jest to już krok naprzód.

Marta.





3 komentarze :

  1. Ja tam od 10 lat jestem wierny praktycznie tym samym zespołom :)

    Z tą blondynką to jakaś forma samokrytyki ? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej forma dystansu do stereotypów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Można by tak tych artystów wymieniać, wymieniać, wymieniać... to temat rzeka, ale dobrze w skrócie napisane.

    OdpowiedzUsuń