Wideoklipy rozpowszechnione w latach 80. zrewolucjonizowały muzyczny świat. Napędziły rynek, zainspirowały innych artystów, zaspokoiły ludzką wyobraźnie. Zwizualizowany tekst przypomina krótkometrażowy film, staje się wyjątkowym dopełnieniem dźwięków.
Społeczeństwo jest spragnione wrażeń. Wrażenia są o tyle intensywniejsze, o ile odziałują na jak najwięcej zmysłów. Uwielbiamy rozkoszować się w muzycznych dźwiękach. Każdej sytuacji można przypisać dany utwór. Teledysk stał się nieodłącznym elementem muzyki. Dzięki niemu poznajemy zamysł artysty. Przedstawiając historię, zaprasza do siebie i opowiada o swoim mikroświecie. Oglądając teledysk, uzupełniamy niezrozumiałe frazy w tekście. Analogicznie jest z książką i filmem. Książka pobudza wyobraźnie, ale film przedstawia jej interpretację.
Opowiem Ci bajkę. W tekstach często pojawiają się środki stylistyczne, które nie zostają do końca jednoznacznie zinterpretowane. Sam autor nierzadko używa dwuznacznych określeń i skomplikowanych metafor aby bardziej zaciekawić i zintrygować swoją twórczością. Interpretacyjna tajemnica zostaje rozwiana za pomocą teledysku. Uwielbiam wideoklipy które w swojej fabule zawierają ciąg przyczynowo-skutkowy i stwarzają niepowtarzalną atmosferę. Historię, którą chętnie obejrzałabym w kinie:
Shake your ass! W pewnym momencie zapanowała moda na teledyski pełne nagości, a nawet wulgarności. Muzyka stała się mniej ważna, teledysk stał się dźwignią handlu. Jego celem było przyciąganie jak najwięcej ilości obserwatorów. Przestała liczyć się jakość, zaczęła ilość. Im więcej wyeksponowanych biustów, tym lepiej. Ciało zaczęło być najlepszym towarem do sprzedaży. Tekst stracil kompletnie na znaczeniu. Przestał liczyć się sens wypowiedzi, zaczęły krótkie refreny wpadające w ucho. Tania kontrowersja przyciągała wygłodniałe erotycznych wrażeń oczy. Przekroczenie granicy subtelności staje się wyrazem braku smaku. Warto cenić walory estetyczne przedstawione w lekkostrawnej formie, a nie biusty wylewające zza szklanego ekran. Wirtualnym ogniem jeszcze nikt nie ocieplił domu:
"Mnie nie zamkniesz w etui, populizm, truizm..." Często w teledyskach wykorzystuje się truizmy. Sytuacje opisane w tekście są przedstawione w zbyt banalny sposób. Artysta śpiewający o kobiecie nieszczęśliwie zakochanej i obraz, gdy kobieta jest nieszczęśliwie zakochana? Teledysk zbyt oczywisty, często psuję odbiór utworu. Od artysty wymagamy pewnych innowacji, wyjaśnienia słów, dopełnienia akcji. Skonftrontowania naszej imaginacji ze światem przedstawionym:
Co robi Gombrowicz w XXI wieku? Powstają również teledyski, która szokują. Przedstawiają diametralnie odmienną perspektywę, styl. Synonimem staje się absurd. Oglądajac tego typu teledyski odczuwamy skrajne emocje - wybuchamy śmiechem, aby zaraz zamknąć oczy z przerażenia. Nie dowierzamy wizjom, które zostały nam przedstawione. Czujemy się jak w gombrowiczowskim tekście - obraz jest wyolbrzmymiony i zdeformowany. Oczekujemy, aby artysta zaprosił nas w podróż do innej rzeczywistości. Aby wykreował świat, który pozwoli zapomnieć chociaż przez chwilę o szarości codzienności:
Artysta nie pracuje samodzielnie na sukces. Zwyciestwo tworzy cały sztab ludzi zajmujących się tworzeniem - obok samej muzyki - wideoklipów.. Przekazując znajomym dany utwór, niejednokrotnie spotykamy się z odpowiedzią "A widziałeś teledysk?" - to dzięki niemu możemy nazwać nasze uczucia, emocje i wrażenia.
Muzyka przestaje być subiektywna. Poraz kolejny wszystko zostaje podane na tacy. A przecież czasami warto się zastanowić i odczuć muzykę na swój sposób. Na szczęście istnieje przycisk STOP. Toteż STOP braku wyobraźni oraz STOP braku samodzielnego myślenia. Poczuj muzykę i we własnym zakątku stwórz obrazy... Może akurat z własnych wspomnień stworzysz krótkometrażowy film. W końcu życie pisze scenariusze. Podobno najlepsze.
Martyna.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz