Razem z Mad oraz naszą przyjaciółką Kają, wybrałyśmy się na
koncert ParExellence&Jamala&Grubsona w Mega Clubie. Mimo usilnych starań, Orkan Ksawery w połączeniu ze
śniegiem, nie przeszkodził nam, by zacnie rozpocząć sezon świąteczny od dawki pozytywnej
energii. Niech koniec stanie się początkiem: w MEGA było MEGA! Komunikacja miejsca oraz warunki atmosferyczne uniemożliwiły
nam wstawienie się punktualnie na imprezę, a co za tym idzie przesłuchanie repertuaru
prezentowanego przez ParExellence, więc aby nie zostać zupełnie w tyle, odsłuchałam
ich tracków na youtubie: http://www.youtube.com/watch?v=_SN6CaDfum8 jeśli jest DJ KEBS, to musi być dobre ;) Dotarłyśmy jednakże szczęśliwie na Jamala, przebiłyśmy się
przez tłum, którego wczoraj delikatnie mówiąc nie brakowało. Wsłuchując się w „Peron”
czy „Słowo” jednogłośnie stwierdziłyśmy, że było to raczej zwykłe odśpiewanie,
identycznie jak na płycie. Dla niektórych może nie jest to minusem, jednak my na
koncercie spodziewamy się nie tylko „suchego” odsłuchu, ale i również jakiegoś
zaskoczenia, energii, którą można odczuć tylko na spotkaniu z artystą. Choć
bardzo go cenię, tym razem do mnie nie przemówił. Może mam takie odczucia w porównaniu do tego, co działo się
później.
A działo się tak dużo, że nie ogarniałam jak garstka ludzi w jednej chwile
może tak rozkręcić imprezę. Ekipa z Rybnika zaraziła nas pozytywną energią przekazywaną
od ludzi, dla ludzi. Najpierw było słowo, a potem było PYK!
Całość była „spontanicznie zaplanowana” i nie zabrakło
niczego. Były oświadczyny, urodziny, odśpiewane sto lat razy dwa, taniec, fala,
pogo, śmiech, pot, łzy, radość! Wszystko, czego moglibyśmy się spodziewać na
tego typu koncertach, a zarazem wszystko co występuje tak rzadko. Koncert był zróżnicowany, od klasycznych kawałków mających
milion wyświetleń na youtubie – „Na szczycie”, „Ostatni”, „Właściwy kurs”, „Koniec”
aż po typowo poryte, papudraczowe - te
za które Grubsona kojarzymy i kochamy najbardziej. Podobało mi się również to, że były one zagrane w sposób dotąd
nieznany, w nowej aranżacji. Poznaliśmy więc nasze ulubione tracki na nowo. Było
gorąco jak na Karaibach, a bity bujały niczym Ksawery za oknem! Choć BRK nie
podchodzi mi aż tak bardzo jako raper, za konsolą poradził sobie znakomicie.
Nie zabrakło dancehall’u, dubstep’u, drum and bassu oraz scratche, które
uwielbiam! Jarecki radził sobie wyśmienicie w przebraniu Mikołaja, aż chyba cofnę
się do czasów dzieciństwa i zacznę w niego wierzyć ;) Ku zaskoczeniu pojawił
się Metrowy ze swoim charakterystycznym głosem. Publiczność doceniła również
tych z „muzycznego backstagu” odpowiadających za linie melodyczną. W Katowicach odbył się
koncert kończący trasę RudeBoy. Wszystko zostało uwiecznione na
kamerze, a film, który ma powstać będzie chyba najlepszą polską komedią XXI
wieku. Tomasz radził nie oglądać,
posłuchacie go? ;) A co działo się później? 1:40, wszyscy już się zbierają
(nocne autobusy, praca, zbyt duże stężenie alkoholu we krwi), a chłopaki dalej nie
przestają rozdawać wirusa pozytywnej energii. Gdyby nie ograniczenia czasowe,
wydaję mi się, że impreza trwałaby do rana! Po raz pierwszy widziałam taką frekwencję w Mega Clubie. Słuchając
najnowszej piosenki RudeBoyTour, wszyscy łączyliśmy się w klimacie tańcząc układ,
którego nauczyli nas szanowni instruktorzy Jarecki oraz Tomasz. Po rocznym koncertowaniu, ten stawiam na podium czekając na
kolejną strzykawkę z endorfiną! A do tego czasu niesiemy miłość, pokój, wzajemny szacunek i
nie zapominajmy…
NAPIE*DALAĆ… MIŁOŚCIĄ
NAPIE*DALAĆ… MUZYKĄ!
Martyna.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz